wtorek, 23 maja 2017

Odchodzą


Śpieszmy się kochać ludzi...

Zbigniew Wodecki,Roger Moore i nasza znajoma Zosia-50-latka ,którą  pokonał chłoniak...
I tyle osób w Manchesterze,o życiu których zadecydował jakiś otumaniony idiota.

Żal,że tak szybko przemija to życie.

środa, 17 maja 2017

Dalszorodzinne relacje

Jakoś tak nie mogę się zabrać do pisania,nawet blogi rzadko odwiedzam.Powód oczywisty-wyszło słoneczko.
Byłam w mojej rodzinnej miejscowości,trzeba pozałatwiać sprawy spadkowe,bo ojciec zostawił nie pozałatwiane i teraz nie wiadomo ,za co trzeba płacić podatki,tzn wiadomo,tylko okazało się ,że płacimy za coś,o czym nie wiemy.Jakieś łąki,stawy,których się nie użytkuje,ojciec nie dopuszczał nikogo do majątków i teraz trzeba wszystkiego się domyślać i sprawdzać w papierach ,o co chodzi.
Kiedyś chciał dom  przepisać na siostrę,ale robili to bez mojej  i brata wiedzy .
Okazało się ,że nie da się tak za plecami i wszytko zostało,jak było.
Siostra jest bardziej chytra na majątek niż ja,bo ja bym oddała wszystko,gdyby to miało zaważyć na naszych rodzinnych relacjach,a o tych zamiarach wiem od Mamy,która się przypadkiem dowiedziała o tych poczynaniach.
Jesteśmy bardzo różne z siostrą,mamy różne podejście do tych samych wartości.
Dla mnie najważniejsza jest rodzina ,dla niej posiadanie.
Dlatego ona ma piękny ,wielki dom,a ja nie,za to ja mam dzieci,które doszły do wszystkiego same i jestem dla nich ważna ,nauczyłam ich też szacunku dla ich ojca,mimo wszytko dałam mu szansę i uważam,że zrobiłam dobrze.
U siostry nie przywiązuje się wagi do relacji rodzinnych,dzieci nie mają wspólnego języka ,pewnego razu słyszałam,jak najstarszy syn odzywa się do matki i nie mogłam uwierzyć,że tak można.
Mój najstarszy syn ,30 letni mężczyzna nie zapali papierosa przy mnie,chociaż wiem ,że pali z mężem,czasami wynikają z tego śmieszne sytuacje,gdy nagle wejdę tam ,gdzie palą i syn wyrzuca papierosa ,żebym nie zobaczyła.
Chyba to trochę śmieszne się robi,muszę mu powiedzieć ,żeby już się nie ukrywał,bo i tak wiem,że pali.
 Już jest na tyle dorosły,że sam może decydować o swoim zdrowiu.
Ale uważam to za oznakę szacunku i liczenie się z moimi uczuciami i troską o nich.
Syn siostry zawsze miał problemy z nauką,nie dlatego ,że jest za mało inteligentny,jest po prostu zbyt leniwy i uzależniony od gier.
Ciągle zmieniał szkołę, a siostra się podporządkowywała dla świętego spokoju,jakimś cudem zdał maturę,ale nie nadaje się do żadnej pracy czyli gdziekolwiek,gdzie czegoś wymagają.
Moja córka załatwiła mu pracę w Anglii i wszystkie sprawy mieszkaniowe i urzędowe.Wytrzymał tylko miesiąc i to część na zwolnieniu.Gdy wydał wszystkie pieniądze w które zaopatrzyła go mama wrócił do domu  z niczym.
Poem próbował w innej pracy ,ale też nie wytrzymał.
I siedzi w domu planując studia,na które siostra musi wyłożyć pieniądze.żeby dać mu następną szansę. 
Młodszy syn na szczęście jest inny ,bardzo lubi się uczyć ,bierze udział w olimpiadach dochodząc bardzo wysoko,ale bardzo skryty i zamknięty w sobie.Ale chociaż tyle dobrze,że nie będzie z nim problemów,jeżeli chodzi o naukę,tutaj pieniądze bardzo się sprzydały,bo wszelkie dodatkowe lekcje dały mu dużo.
Z ojcem też nie mają kontaktu,bo ciągle za granicą..a jak wraca to jest tak zmęczony,że usypia na stojąco.
Czy to warto?
Kiedyś zazdrościłam może trochę siostrze,że tak się dorobili,bo to wszytko własną pracą,ale  jakim kosztem.
I dla kogo.
Dzieci -każdy zamknięty w swoim pokoju ,oni nie mają czasu,żeby się nacieszyć tym co mają.
Dla ludzkich oczu? 
Że każdy ,kto przechodzi odwraca głowę z podziwem?
Warto?
Moje za to nigdy nie zapominają o Dniu Matki  ,urodzinach ,imieninach...
Chyba jednak wolę ,to co mam,chociaż nie wiem,gdzie pomieszczę dzieci,gdy wszystkie się zjadą ze swoimi partnerami.
Musze utrzymać dobre relacje z siostrą i dalej to ja będę dzwonić,żeby pogadać,bo ona nigdy nie ma nic na koncie...Trudno.
Rozpisałam się na tematy dalszorodzinne,ale to tak pod wpływem odwiedzin u siostry.
Mąż był trochę zbulwersowany,bo bardzo zmarzliśmy w ciągu tych 2 godzin wizyty u siostry.
Stwierdził,że wiedząc ,że będzie miała gości powinna zapalić w centralnym i ogrzać dom,tym bardziej,że na polu temperatury były bardzo niskie ,a wielki murowany dom potęgował to zimno.No ,ale szkoda opału...
Smiałam się z niego,że przyzwyczaił się do ciepła w naszym domku.Ale może ma rację...
 Wykopałam trochę kwiatków z ogródka Mamy,bo brat zapuścił go okropnie i pewnie wszytko zdziczeje.Więc ratuję,co mogę,bo to wizytówka mojej Mamy.


Mąż zabrał ze sobą podkaszarkę i kosę i wykosili podwórko,bo wszystko było zarosnięte.Brat nie ma pieniędzy,żeby kupić kosiarkę,a szwagier tylko przyjeżdza jak trzeba cos gospodarki.Trochę mu sie głupio zrobiła,że my wieżliśmy ponad 100 km kosiarkę,żeby pokosić ,a oni mieszkają tylko  10 km dalej , siostra pracuje w tej miejscowości  i codziennie dojeżdza,
No i przecież ich syn tez mógłby przyjechać,(w końcu zdał prawo jazdy) i pokosić,zamiast siedzieć przy komputerze i tyć.Bo jest strasznie otyły.
I zdarzyła się tak nieprzyjemna sytuacja.
Mój mąż wypatrzył plastikową beczkę ,która leżała,gdzieś w kącie garażu zakurzona,pomyślał,że jak nie potrzebna ,to wziął by ją ze sobą ,żebym miała na deszczówkę,do podlewania ogródka.Brat stwierdził,że jest niepotrzebna,leży już od dawna i nikt się nią nie interesuje.Zabraliśmy ze sobą.
Na drugi dzień telefon od szwagra,że on ma pomysł na beczkę i jest mu potrzebna...Mąż tłumaczył,że brat twierdził,że to beczka ojca i leży niepotrzebna.
Odwieziemy następnym razem...





środa, 3 maja 2017

Działkowe roboty.

Dwa dni słonecznej pogody wykorzystaliśmy na prace w działce.
Porobiłam kilka rabatek,posiałam bób,groszek ,pietruszkę,posadziłam czosnek(podobno sadzi się jesienią,ale ja mogę dopiero teraz),wykopałam kilka rozrośniętych kęp kwiatowych z mojego ogródka i posadziłam na działce.
Zrobiłam sobie taką kompozycje wzdłuż ścieżki wejściowej.

Na trawniku było dużo pięknych stokrotek,więc niektóre przeniosłam tworząc niski rząd przed wysokimi bylinami .
Zobaczymy,jak to wyjdzie ,gdy zaczną rosnąć i kwitnąc.
Mam nadzieję,że tak ,jak sobie to wyobrażam.
Na szczęście popadało dosyć mocno,więc od razu podlało moje rabatki.


Maż  z synem powynosili stare wersalki  i szafki z domku,znależli kilka zdechłych myszy,brr,nie poszłam nawet zobaczyć,chociaż mnie usilnie namawiali...
Pościągali tez stare ,poplamione nie wiadomo czym wykładziny,a założymy tam naszą ,którą dawno temu  mąż kupił za grosze po likwidacji zakładu pracy ,  bo się pozbywali wszystkiego ,nawet  szafka do kuchni przetrwała. Po wielu latach doczeka się swojego miejsca.

Wracaliśmy zmęczeni, ale radośni.
Ja nie mogłam wstać ,jak usiadłam  po powrocie do domu....wszystko bolało...

 Nie poznaję męża,odkąd odzyskał prawo jazdy widzę ,jak jest szczęśliwy trzymając kierownicę w ręce,nie interesują go koledzy ani zakrapiane imprezki.Jego zachowanie się zmieniło nawet w stosunku do dzieci,więcej ze mną rozmawia i czasami się radzi.
Tylko mój stan psychiczny przez te wcześniejsze lata bardzo się zrujnował i widzę swoje braki i niemożności...

A można było żyć inaczej ,spokojniej.
Teraz tylko trzeba prosić Boga o zdrowie.

Kupiłam kiedyś w Biedronce kaktusiki ,tak mi się podobały i teraz pięknie kwitną






A tutaj na oknie.Z boku widoczne trochę są  wiadereczka  ,które z blachy wykonał mój syn na zajęciach z resztek,po skończonych pracach obowiązkowych.


Jestem

Jestem,jestem,tylko tak jakoś daleko od świata blogowego. Czas mija ,bo człowiek chce się nacieszyć tymi chwilami wiosny,kiedy to nie pada ...