wtorek, 21 maja 2019

Jestem

Jestem,jestem,tylko tak jakoś daleko od świata blogowego.
Czas mija ,bo człowiek chce się nacieszyć tymi chwilami wiosny,kiedy to nie pada deszcz,a gdy pada to igła w dłoń i powstaje ciąg dalszy portretu wnusi,który ma dosyć pokażne rozmiary.
A ponieważ ja jestem z tych osób,które chcą na już ,więc nie mogę się doczekać końca.
Cieszę się ,bo moi synkowie mają pracę,mój naukowiec kończy jeden projekt i  udało mu się dostać na następny,pokonując 18 osób ze środowiska naukowego/
Mój najstarszy wstawia okna do domu,który miał być nasz ,ale mój mąż przez -prawie 30 lat nie mógł go skończyć(może i dobrze),wnusia najmłodsza rozwija się pięknie ,jak dotychczas. 
Najmłodszy,który ,,cierpi,,na wstręt do nauki,ma też super pracę w Norwegi  i widać ,że ma smykałkę,wiec go chcą i nawet już dostał taki mały awans-gdyby chciał się uczyć,to pewnie by doszedł wysoko,no ale skończył na zawodówce i powiedział dość.
No cóż.
Moja córcia ma nadzieję na  przeniesienie do innej pracy,ale to czas  pokaże.

Narazie zdrowie jako tako,a przynajmniej nic nie wiemy ,że coś żle.

W międzyczasie oczywiście małe smutki i smuteczki ,żeby nie było ,że tak wspaniale i bezproblemowo,ale lepiej pisać o radości ,jak jest  niż o smutkach,które przecież towarzyszą nam zawsze i wszędzie.

Jestem taka podekscytowana,bo moje dzieci zrobiły mi wspaniałą niespodziankę z okazji Dnia Matki -moja córcia i T zorganizowali mi  3 dniową wycieczkę  do Krakowa mojego ulubionego.
Wynajęli jakiś apartament,jeszcze nie wiem gdzie i 3 dni spędzamy robiąc to,na co mamy ochotę,zwiedzając ,co chcemy.
Oczywiście ,córcia przylatuje na ten czas z Anglii ,dzisiaj idzie na nockę do pracy i jutro od razu ma lot.
Nie wiem,jak da radę,ale mówi że da,.
Syn też miał przyjechać,żeby było tak rodzinnie ,ale okazało się, że bilety z krańców Norwegii do Krakowa są tak drogie,że zrezygnowali.Ale będę z córcią,bo sama ,mimo wszystko ,bym sobie nie poradziła, za bardzo.
Mój Kraków sprzed 30 lat jednak się zmienił.

A najmłodszy zrobił mi taki prezent


 Chciałam wkleić filmik ,jak lata po pokoju i sprząta,ale się nie udało.
A w ogródku coś mi podżarło koronę cesarską i w tym roku nie będzie cieszyła oczu.

Zaczęłam przetwory -teraz na tapecie pokrzywa ,więc sok  z pokrzywy z miodem.  Miało być też piwo z mniszka,ale nie dostałam drożdży winnych ,więc został napój.Pyszny.





Naklejki na słoiczkach takie byle jakie,ale  do domowego użytku mogą być.
A na polu znowu leje...

wtorek, 2 kwietnia 2019

Pierwsze wiosenne dni

Mój najmłodszy leci do Norwegii do pracy
Leci sam.
I niech  już doleci,żebym była spokojniejsza.

Dowód się znalazł.
Ale już za póżno,bo nowy wyrobiony.
Okazało się ,że dałam go synowi,bo coś mi załatwiał,on włożył między swoje dokumenty  do portfela i zapomniał.No bo jakżeby inaczej,kiedy teraz dziewczyna na pierwszym miejscu,więc nawet nie wiem,czy zakodował ,że ja szukam dowodu.
Przed wyjazdem coś tam sprawdzał i przynosi mi dowód
 -mamo,a skąd się u mnie wziął Twój dowód??
Tak to jest z młodymi zakochanymi i starymi,.przepraszam,starszymi ,z kłopotami z pamięcią..
Ale może dobrze się stało,bo zdjęcie w tamtym dowodzie było koszmarne...

A z moim mężem trudno wytrzymać ostatnio,czy istnieje męska menopauza?
 Bo już sama nie wiem ,co o tym myśleć.Ma jechać do pracy i cały czas narzeka.boli go ramię,ale nie pójdzie na zabiegi.Zaczął ,ale nie skończył,bo mu się nie chciało jeżdzić.
A ja jestem kozłem ofiarnym ,jak zwykle...
,

piątek, 29 marca 2019

Taka smutna perspektywa


Byłam w końcu u lekarza z tym moim trzaskającym kciukiem.
Spędziłam cały dzień w przychodni,bo najpierw kolejka do rejestracji,mimo wcześniejszej rejestracji telefonicznej,potem kolejka do ortopedy i w końcu zostałam przyjęta.
Dostałam skierowanie do szpitala na operację ścięgna.Wieczorem mam się zgłosić do szpitala ,na drugi dzień zabieg i do domu.
Ale nie będzie tak fajnie,o nie ,nie będzie to już za mną tak szybko.
Poszłam na drugi dzień do szpitala,żeby się umówić na zabieg i wyznaczyli mi termin na styczeń 2020 rok.
No i zderzyłam się z rzeczywistością...
Tyle miesięcy czekania,z ciągłym brakiem możliwości używania prawej ręki ,bo akurat prawy kciuk mi szwankuje,nic złapać ,nic podnieść.
Kurcze,ale jestem zła.
Dzieci mi wyszukały,jakąś klinikę w Krakowie,prywatną,koszt operacji 2000 tysiące,chcą mi opłacić,ale nie chcę się decydować na wyjazd ,narazie poczekam ,jakoś jeszcze daję radę .
Będę czekać w kolejce,podobno kolejka się zmienia ,bo ludzie są zapisani na zabiegi,ale potem rezygnują,czy jakieś inne przyczyny losowe im nie pozwalają,i kolejka się skraca.
Mam nadzieję,że będzie mniej tego czekania.
I będę miała zrobione u nas,bo najgorzej iść w obce środowisko.
Taki mam plan i mam nadzieję,że jakoś to się ułoży.
I taka jestem jakaś trochę załamana ,przygnębiona,bo przecież teraz najlepszy czas na ogródek ,wiosenne porządki,tyle mam włóczki na robótki i co?
Tylko haftowanie jeszcze jako tako mi się udaje,bo zaczęłam wnusi portret i po trochu z usztywniaczem na ręce dłubię tą igiełką.

czwartek, 21 marca 2019

Wnusie

Byłam dzisiaj rano u moich wnusi,bo chyba nie pisałam,ale w międzyczasie w naszej rodzinie pojawiła się siostrzyczka mojej pierwszoklasistki.
Oczywiście były wielkie przeżycia, Z zaakceptowała  w końcu siostrzyczkę ( bo wcześniej nawet nie chciała słyszeć o rodzeństwie). Do tej pory była jedynaczką i wszystko obracało się wokół niej,więc pojawiła się zazdrość o mamę,zazdrość o wszystko,problem ze szkołą , był wielki płacz i histeria przed wejściem do szkoły,chociaż za drzwiami klasy już była normalnym dzieckiem.
Ale pani musiała się nią zająć osobiście ,co  robiła dla świętego spokoju.
Na szczęście wychowawczyni jest bardzo dobrą nauczycielką i pełną poświęcenia i cierpliwości.
Po prostu te 7 miesięcy to był horror.
Były, oczywiście, wizyty u  psychologa i bardzo dobra pani psychiatra od dzieci,bo psycholog nic nie wskórał.I ciężko był cokolwiek zdiagnozować,ponieważ problemów z nauką nie miała żadnych,wręcz przeciwnie ,wiadomości i osiągnięcia ma bardzo powyżej przeciętnej.
Pani,która z nią przeprowadzała rozmowy byłą naprawdę wspaniała  w tym ,co robi.Wnusia  się otworzyła,uwielbiała rozmowy z nią i zaczęło się normalne życie szkolne.
Siostrzyczkę uwielbia i już wie ,że obydwie są tak samo kochane,chociaż na początku była przewrażliwiona na punkcie zainteresowania malutką.Winię tu trochę też moją synową,bo za bardzo uzależniła córkę od siebie,wychowuje ją na swojego klona,chociaż wnusia niekoniecznie ma jej  charakter . Dziecko nic nie potrafiło zrobić bez wcześniejszej akceptacji mamy,o każdą drobnostkę musiała zapytać i uzyskać pozwolenie,więc  to wszystko tak się pewnie kumulowało ,aż w końcu przyszła próba większej samodzielności i lęk,niemożność pogodzenia się koniecznością podejmowania decyzji.
I szukanie pretekstu,uzasadnienia tego,dlaczego pojawia się ten lęk przed wejściem do klasy,a ponieważ jest osobą bardzo bystra ,więc te tłumaczenia z jej strony były różnie uzasadniane ,trochę prób manipulacji  też pojawiało się z jej strony.
Na szczęście sytuacja bardzo się poprawiła.
Już jest wspaniałą starszą siostrą i pierwszoklasistką.
Dobrze że trafili na tak wspaniałą osobę,jak ta pani doktor.

Dzisiaj rano syn wyjeżdżał do pracy,mąż go odwoził na samolot do Krakowa,a ja poszłam do malutkiej,żeby mama mogła odwieżć drugą wnusię do szkoły.To była mój pierwszy tak długi pobyt sam na sam   maluszkiem.I pierwszy tak bliski kontakt,kiedy mogłam ją dotknąć ,kiedy trzymała mój palec w swojej malutkiej rączce -bo już zaczyna chwytać.I wcale nie płakała,przed czym straszyła mnie jej mama,ale cały czas miałyśmy kontakt wzrokowy ,śpiewałam jej ,rozmawiałam z nią i nawet ona coś mi usiłowała po swojemu odpowiedzić.
Moje kochane maleństwo.Jakie to szczęście ,gdy wiesz ,że taki malutki człowieczek patrzy w twoje oczy ,dotyka twojej ręki,wie,że jesteś.
Mam nadzieję,że będzie już rozsądniej wychowywane.
Nie brałam jej na ręce,bo mam jakiś uraz od tej pory,kiedy synowa zrobiła mi awanturę,a właściwie synowi,gdy wzięłam na ręce Z,gdy była malutka.
Wtedy moja synowa uważała,że dziecka nie można brać na ręce i przyzwyczajać do noszenia,a ja ośmieliłam się wziąść...
Teraz chyba poglądy jej się zmieniły,ale ja wolę nie ryzykować...
Bardzo to wtedy przeżyłam i  wypłakałam trochę łez...

Najmłodszy zjeżdża z Norwegii,też czeka na samolot,wieczorem będzie w domu.
Żle zeskoczył w pracy i uszkodził stopę,bardzo go bolało,ale już jest lepiej,Dwa dni póżniej jego kolega w tym samym miejscu zeskoczył i to samo zrobił z nogą...Nie zgłaszali tego,bo liczyli że to nic grożnego i miejmy nadzieję,że tak będzie.Jak wróci to pójdzie do lekarza tutaj .

W nocy jeszcze przymrozki,ale dzień jest przepiękny. słoneczny.Kupiłyśmy sobie z koleżanką na allegro karpy piwonii ,które można posadzić w doniczce i mają kwitnąć prawie całe lato.zobaczymy.


Posadzę je dzisiaj w doniczce i będę czekać.
Niestety ,dowodu nie znalazłam,już czekam na nowy.Może to i lepiej,bo w tym będzie ładniejsze zdjęcie,niż w tamtym,haha...

sobota, 16 marca 2019

Wiatr ,pierzyna,lalki-oby do wiosny.

Miało bardzo wiać dzisiejszej  nocy,ale zaczęło szaleć  dopiero dzisiaj przez dzień.
Czasami słoneczko wyjrzy na chwilę zza chmur i wydaję się,że jest już pięknie,że można złapać za grabki i porządkować obejście po zimowym bałaganie.
Niestety,wyszłam na podwórko i zaraz wiatr mnie prawie ,że wcisnął do środka z powrotem.
Pomyślałam,że dobrze by mi wywietrzyło zimową pierzynę,którą dostałam jeszcze od mojej Mamy,i pod którą mój syn uwielbia się wygrzewać zimową porą  Ma zimny pokój,a my raczej nie palimy nocą ,więc rano u niego najzimniej.
Wyniosłam pierzynę na podwórko,przewiesiłam przez sznur do prania i niech się wietrzy,Jest ciężka,więc wiatr jej nie porwie ,a wróci odświeżona  zimnym wiatrem.
Jeszcze gdzieniegdzie kupki śniegu się wylegują,wytrwałe,ale już prawie zwyciężone przez wiosnę.
Stoki narciarskie jeszcze się bielą,ale to już ostatnie podrygi.Moja wnusia dzisiaj ostatni raz wybiera się na deskę i będzie kończyć sezon zimowy.
Ubrania i narty   do szafy i niech odpoczywają do następnej zimy.

Zaczęłam wyszywanie portretu mojej wnusi.
Kupiłam program do przeróbki zdjęć na haft i postawiłam pierwsze krzyżyki,niestety mój przeskakujący kciuk ogranicza moje działania hafciarskie,więc powolutku ,bardzo powolutku będzie przybywac.
A obraz duży ...
Odeszło na bok też moje szydełko,a ostatnio rozkochałam się w szydełkowych maskotkach i ,niestety , musiałam skończyć  także z tą przyjemnością.
Bardzo dużo sprzedałam na kiermaszu i prywatnie ,ale trochę jeszcze zostało.Mam zamiar przekazać kilka na kiermasz dla chorej dziewczynki z  naszych okolic.
Niech idą w dobrym celu.
Może tez oddam jakiś haftowany obrazek,który mam w domu.
Spróbuję chociaż w ten sposób dołożyć swoją cegiełkę.
We wtorek w końcu idę do ortopedy,może coś mi pomoże,bo już nie mogę wytrzymać bez moich nitek.
Kilka moich prac















poniedziałek, 11 marca 2019

Kurczę!!


Poszłam dzisiaj do Orange ,żeby skasować nawigację,którą mi zainstalowali w telefonie ,a nie jest mi potrzebna, i jeszcze popytać  o to,za co dokładnie płacę i okazało się,że nie mam dowodu osobistego...
No i nie ma...
Przetrząsnęłam wszystkie miejsca,w których mógłby być, raczej staram się go zawsze chować do kosmetyczki,ale nie ma.
Kurcze,nie ma.
Aż mi się ciśnienie podniosło na samą myśl,że trzeba od nowa się starać o wydanie nowego.
Nawet św Antoni mnie nie słyszy,chociaż zawsze mi pomagał do tej pory...

środa, 13 lutego 2019

Półeczka


 Moja półeczka książkowo-kwiatowa.
Mam nadzieję,że będą współpracować...bo coś listeczki  u dużego skrzydłokwiata zaczynają przysychać.

 

Jestem

Jestem,jestem,tylko tak jakoś daleko od świata blogowego. Czas mija ,bo człowiek chce się nacieszyć tymi chwilami wiosny,kiedy to nie pada ...