piątek, 15 grudnia 2017

,,Proszę o jedzenie,,

Bardzo mnie wzruszył dzisiaj mój najmłodszy syn.
Byliśmy odebrać jego prawo jazdy ,bo otrzymał zawiadomienie,że już jest do odbioru.
I przy okazji zrobiliśmy zakupy.
Przed Biedronką klęczała kobieta ze spuszczonymi oczami i kartką z napisem,,Proszę o jedzenie,,.
Pomyślałam,że jak będziemy wychodzić ze sklepu,to jej damy jakieś pieniądze.
W sklepie K  zaczął rozmowę na temat tej kobiety, mówiąc ,że może byśmy jej coś dali.Wyjęłam 5 zł  i powiedziałam ,żeby wrócił i jej wrzucił do kubeczka.
Poszedł i wrócił z dziwną miną ,nic nie odpowiadając na moje pytania.Dopiero po chwili mówi,że miał swoje 5 zł i jej dołożył.
A ona się rozpłakała i podziękowała.
Dlatego K po powrocie nie mógł nic powiedzieć,bo bardzo go to wzruszyło.
Stwierdziliśmy,że zrobimy jej małe zakupy i podarujemy.
K wyszedł na pole i stwierdził,że kobiety nie ma,więc zrezygnowaliśmy z zakupów dla niej ,ale zdziwiło nas ,że jej nie ma.
Zakupy zabrały nam trochę czasu,ale gdy wychodziliśmy ,kobieta była znów na miejscu.Wyciągnęłam z kieszeni jakieś monety i wrzuciłam jej do plastikowego kubeczka.
Mąż .który oczywiście nie wiedział o tym,że ulitowaliśmy się nad biedaczką ,stwierdził,że ktoś mówił,że widział kiedyś taką żebrzącą kobietę, która wysiadła z mercedesa ,a potem stanęła prosić o wsparcie.
Może i tak było,ale uważam że nie każda taka sytuacja zasługuje na kpiny i brak poszanowania dla osoby.
Żeby stanąć i prosić o wsparcie,uważam,że trzeba być naprawdę w rozpaczliwej sytuacji.
A nawet ,jeżeli są oszuści,to przecież są i potrzebujący.
I my nie zbiedniejemy, jeżeli wesprzemy drugą osobę,w końcu mamy co postawić na stole i nie cierpimy głodu.
Cały czas myślę o tej kobiecie ,była blada i zmęczona.Chciałabym poznać jej los,bo ,chociaż sama nie mam,ale  może ona jest w gorszej sytuacji.
Nie będę miała możliwosci sprawdzenia,czy ta kobieta dalej klęczy przed Biedronką,bo juz nie pojedziemy do Wielkiego Miasta. 
Ale trochę mnie dziwi,że kobieta w takiej sytuacji nie ma znikąd wsparcia,że musi prosić obcych o pomoc.
 Przecież jest Szlachetna Paczka i MOPS-y.

wtorek, 12 grudnia 2017

Coraz bliżej święta

Ale było wietrzysko!
Jeszcze chyba  w swoim życiu takiego nie słyszałam. Nawet nie wyszłam na podwórko,bo nie miałam takiej konieczności,a wieczorem słuchałam ze strachem,jak dudni za oknem.
Na szczęście nie było żadnych grożnych skutków,oprócz braku prądu od nocy do popołudnia.
I przekonałam się ,jak jesteśmy uzależnieni od pewnych dogodności.wystarczy ,że zostajemy pozbawieni prądu i już jesteśmy odcięci od świata.
Brak ciepła,brak kontaktu ze światem,co prawda wirtualnym,ale przecież od niego jesteśmy uzależnieni.
W piecu nie paliłam, bo pompa nie chodzi, żeby zapalić kuchenkę gazową musiałam szukać zapałek,na szczęście znalazłam.Na fb nie weszłam,więc nie wiem ,co się dzieje w świecie,telewizja ,oczywiście też niedostępna.Dobrze,że naładowałam  wcześniej telefon,więc mogłam zadzwonić.

Dostałam od koleżanki słoik soku z kapusty,zrobiłam kwaśnicę wg jej przepisu,pychota,nie wspominając o zdrowotności.
Włożyłam do reszty soku kilka jabłuszek,które wcześniej zakisiłam w słoiku.


Ale maż się nie dał namówić.Nie wie ,co dobre.
Pamiętam jabłuszka z beczki pełnej kiszonej kapusty.To były jeszcze czasy  ,kiedy żyła babcia.Tyle lat,a smak pozostał w pamięci...

A tak w ogóle ,to czas spędzam bardzo przedświątecznie.Czyli klejenie pierogów,uszek i smażenie krokietów.Oczywiście ,żeby podkreślić nastrój i nabrać większej ochoty do pracy,to wszystko przy włączonym radiu,gdzie lecą już piosenki związane ze świętami ,zimą ,itp.
Uwielbiam ten nastrój.





Brzydko to wygląda, ale muszę porządnie obsypać mąką ,żeby zamrozić.Nie będę ulepszać na bloga.
Ale smakowite jest ,musiałam trochę na bieżąco ugotować.

Pierniczkowanie mam już za sobą,miałam nie robić,bo nie przepadamy za nimi,ale pod wpływem koleżanki zrobiłam..

Jeszcze tylko polukrować...i zjeść...

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Mikołaje w moich wspomnieniach





Był ten pierwszy, który ciemną nocą cichutko i bezszelestnie wkradł się do naszego domu i zostawił paczkę pod moją poduszką. 
I naprawdę , nigdy go nie usłyszałam i nie zobaczyłam, chociaż w ten wieczór długo się ociągałam z zamknięciem oczu. 
Otwierałam je z uporem, gdy mama podchodziła, żeby mnie okryć do spania. 
Za to paczkę groszków, którą zostawił dla mnie, wspominam do dziś.
 A smak cukierków-kamyczków, które były w środku, przywołuję w każde imieniny Mikołaja.
 Później, gdy już mogłam sobie kupić coś za własne pieniądze, kamyczki należały do ulubionego repertuaru słodyczy, którymi się objadałam. Jednak tamtego smaku nigdy nie odnalazłam…
Ponieważ Święty Mikołaj odwiedzał tylko małe dzieci, szybko przestał bywać u mnie. Przypomniał się dopiero dużo, dużo później, gdy dzieci pojawiły się w mojej własnej rodzinie.
Jakież to były inne Mikołaje… Przynosiły masę słodyczy i zabawek moim dzieciom. Upominki zbierane pracowicie przez Świętego przez kilka miesięcy wcześniej z myślą, aby zobaczyć wielką radość na małych buziach. 
Niecierpliwość, okrzyki zachwytu i radości wynagradzały te starania i pobudzały do kolejnych. Żeby te twarzyczki były jeszcze bardziej szczęśliwe.
Starsze dzieci podrosły, a Mikołaj musiał się dostosować do oczekiwań coraz bardziej wymagającego pokolenia. Już paczka groszków nie wystarczała…
Żeby było ciekawiej, należało odpowiednio ubarwić atmosferę oczekiwania. 
Więc były opowieści, czytanie książek, rozmowy, pisanie listów, a wcześniej listy obrazkowe.
 Listy musiały być często tłumaczone mamie, żeby podpowiedziała Mikołajowi, o co chodzi, w razie problemów z właściwą interpretacją obrazków czy niezdarnych pierwszych pisanych słów.
 I był płacz, gdy pewnej nocy Święty, przejeżdżając saniami zaprzężonymi w świetlne rumaki, ominął nasze okno, w którym widniały wystawione listy, poprawiane wielokrotnie, aby były odpowiednio widoczne i z tego poprawiania spadły z okna, chowając się za fotel…
 I moje tłumaczenia i usprawiedliwienia dla niezbyt spostrzegawczego i zapracowanego Mikołaja. 
I wielka radość mojego najmłodszego, który przybiegł do mnie z wielką emocją, wykrzykując, że właśnie widział, jak Mikołaj przejeżdżał po niebie…
Opowieściom odmalowującym wygląd całego zaprzęgu nie było końca. Do samego wieczora pojawiały się coraz to nowe szczegóły. Bo moje dzieci bardzo długo wierzyły w Świętego Mikołaja. Nawet gdy inne dzieci podsuwały im prawdę, to one nadal pozostawały w tej bajkowej atmosferze, którą stwarzał czas oczekiwania.
 Nie wiem, jakim cudem godziły świadomość istnienia obok siebie mamy-Mikołaja i prawdziwego Świętego Mikołaja, który kursował po całym nieboskłonie. I to była jedyna noc, kiedy chciały jak najszybciej zasnąć w oczekiwaniu poranka i czegoś mikołajowego pod poduszką. Bo tradycję pozostawiania paczek pod poduszką zachowałam.
Dzieci już prawie wszystkie dorosły, Mikołaj omija nas szerokim łukiem, nie widząc listów za naszymi szybami.
 A my cieszymy się radością na buziach innych dzieci i czekamy na prezenty gwiazdkowe. 
Czekamy na czas, kiedy to my, dorośli, już świadomie i z miłością do najbliższych zamieniamy się w Świętych Mikołajów.
 Na czas, kiedy to radość na twarzy obdarowanej miłością bliskiej osoby wzbogaca atmosferę rodzinnej wspólnoty.
Tekst  ten zamieściłam jakiś czas temu na jednym z portali ,a teraz,ulegając magii przedświątecznej , odświeżam go tutaj.

wtorek, 28 listopada 2017

Nie rozumiem

Rozsypał się worek z kłopotami.
Zaczęło się od problemów z karkiem po nieszczęsnej osiemnastce,kiedy to K musiał nosić usztywniacz na  szyi.
Potem skręcony kciuk i gips.
A dodatkowo doszły zatoki.
K dostał skierowanie na prześwietlenie i do laryngologa,zrobił prześwietlenie ,ale wizyta u laryngologa już musiała się odbyć prywatnie,bo na fundusz przyjmuje tylko raz w tygodniu i to w środku tygodnia,więc syn musiałby zrezygnować z wyjazdu do szkoły ,bo to daleko i duży koszt dojazdu.
No więc 100 zł wizyta u laryngologa,który dał skierowanie do szpitala na zabieg.
Pojechałam do Wielkiego Miasta,żeby umówić termin,tam okazało się,że niezbędna jest tomografia zatok,co było wskazane w opisie prześwietlenia,a czego nie zalecił doktor.
Więc ja dzwonię do lekarza ,który powiedział,że on może dać skierowanie na tomografię,ale tylko prywatnie.
 Zrezygnowaliśmy i umówiliśmy się na fundusz.
Oczywiście syn cały tydzień został w domu,dobrze ,że nie ma trudności w szkole i może wszystko sobie samodzielnie nadrobić.
Laryngolog stwierdził zaistnienie kostniaka czyli niezłośliwego raka,ale samo słowo ,,rak,,już podniosło nam ciśnienie.
Zlecił tomografię,jak najszybciej.
Poszliśmy umówić badanie,ale okazało się ,że na fundusz dopiero może dostać termin na marzec.
Do marca tyle dni ,nocy! Tyle myśli,lęków,przewidywań!. Zdecydowaliśmy się na badanie prywatne.I tu pełne zaskoczenie.
Wizytę można było już umówić na następny dzień,godzina do wyboru! Ale za 280 zł.
Nie mogliśmy pojąć ,jak to możliwe,jak to działa.Na fundusz nie ma miejsca, a prywatnie od ręki!? W tym samym gabinecie szpitalnym?Ta sama obsługa?
Nie umiałam wytłumaczyć ani synowi ,ani sobie.Naprawdę nie wiem,,jak to działa,może ktoś mi potrafi wytłumaczyć?
Na szczęście okazało się,ze to nie kostniak ,lecz zmiana polipowa.Jutro wizyta u laryngologa z wynikami badania,i dalsze zalecenia.Mam nadzieję,że będę miała za co zrobić święta...

poniedziałek, 20 listopada 2017

Bajkowo

Zima za oknem-czas na Reischi-atak na choroby,atak na komórki rakowe,ratunek dla wątroby-wspaniały produkt.
Moja N jest konsultantką LR i taki prezent dostałam.



A za oknem poranek przywitał nas takimi czapami śniegowymi






Zaczyna się zimowa bajka...

środa, 15 listopada 2017

Taki sobie misz masz...

Ale dzisiaj przymroziło! 
O 8 rano termometr wskazywał -8 stopni,więc w nocy pewnie dobiło do -10.
Martwię się trochę,bo nie mamy za dużo drzewa na zimę,a mój mąż cały czas planuje  zakup,ale nigdy nie ma czasu,żeby tego dokonać. Ja już się nie odzywam,bo zaraz jest kłótnia,a wolę unikać takich sytuacji,które dają powód do spięć.

Przed chwilą odwiedzili mnie Jehowi,nie wiem ,jak się ich pozbyć,są bardzo grzeczni,niby nie nahalni,bo pytają ,czy mam chwilę czasu na rozmowę,a ja nie potrafię odmówić,mimo ,że mnie nie interesują takie rozmowy.
Mąż się śmieje ze mnie,że skoro zaczęłam z nimi rozmowę,to uważają mnie za swoją albo za przyszłego członka.
U mnie z wiarą jest różnie,mam wiele wątpliwości związanych z kościołem i na pewno nie jest tą instytucją,która mnie inspiruje.Wierzę w Boga i św Antoniego,bo pomógł mi nieraz.
Czyżbym była ,jak niewierny Tomasz,który musiał dotknąć...?

Mój najmłodszy znowu nam zrobił niespodziankę i.... złamał kciuka podczas siłowania z kolegami w internacie.
Jako, od miesiąca ,,dorosły,,  człowiek,sam  załatwił sobie powrót  do domu (odwiózł go kolega),sam poszedł do szpitala i wrócił do domu już gipsem na palcu i informacjami.Niby ,żebym się nie denerwowała...
Teraz z praktyk jest zwolniony,w szkole  pisał nie będzie ,no i najważniejsze dla niego -miał mieć w tym tygodniu egzamin na prawo jazdy na motor i samochód.
I to najbardziej przeżywa.
Już kombinuje ,żeby za 2 tygodnie ściągnąć sobie gips (na nosić do świąt) zdać prawo jazdy i z powrotem sobie założyć.
Obawiam się,że to zrobi..
Dopiero zaczął leczyć zatoki ,a teraz jeszcze to.

Dostałam od koleżanki plik gazet .


Stare numery,ale bardzo ciekawe,właściwie to prawie wszystko do czytania.ciekawostki historyczne ,losy ludzi znanych ,porady i różne różności.Bardzo lubię to czasopismo,ona kupowała od lat,wyczytała po kilka razy  i teraz chce się pozbyć ,więc ja bardzo chętnie je zaadoptuję...

Na parapecie pięknie sobie kwitnie kilkuletni kaktusik

Na patelni skwierczą kawałki kurczaka






Za oknem piękne słoneczko ,aż parzy przez szybę,więc czas na spacer.

Śniła mi się dzisiaj Mama...wczoraj oglądając śmierć Lucjana w ,,M jak miłość,,przypominałam sobie Jej odejście ze łzami w oczach.
Odwiedziła mnie ?
 Moja kochana...tak tęsknię...

wtorek, 7 listopada 2017

Wiem,że nie powinnam...

ale tak uwielbiam szarlotkę i wszystko, co ma smak jabłka,że dzisiaj  moje drugie śniadanie to kubek kawy i kawałek ciasta z jabłkami...


Kupiłam wczoraj kawałek, bo nie mogłam się oprzeć i w dodatku byłam głodna.
M odwoził T do Krakowa na samolot do Oslo i ja się zabrałam przy okazji do Wielkiego Miasta (nie do Krakowa,tylko bliżej),żeby zapisać najmłodszego na zabieg na zatoki,bo przeziębił i teraz narzeka.
Dostał skierowanie do szpitala ,ale okazało się ,że potrzebna jest tomografia zatok ,a lekarz kierujący nie przepisał ,no i nic nie załatwiłam.Ale zanim się o tym dowiedziałam,musiałam odstać pół dnia w kolejkach ,niestety.
Moje zamiejscowe dzieci odleciały,ale brata odwiedziliśmy ,groby najbliższych również.
Brat zadowolony z telewizora,chociaż najpierw marudził,że to wydatek niepotrzebny,ale na drugi dzień dzwoni,że teraz czas mu inaczej płynie.
Syn zrobił mu też większe zakupy  i zostawił trochę pieniędzy,o czym poinformował brata dopiero ,jak wyjechaliśmy,bo pewnie by nie przyjął.
Dostałam parę jajek od ,,prawdziwych ,,kur,ale tylko kilka,bo siostra przed naszym przyjazdem zabrała .Ale dzisiaj na śniadanie były jajeczka na miękko .

Nawiązując do poprzedniego mojego posta,muszę wyjaśnić sprawę ogrzewania,bo widzę,że się przejęłyście sytuacją mojego brata.
Ja  chyba żle to przedstawiłam.
Otóż jest piec kaflowy w kuchni i taki piecyk w sąsiednim pokoju,w którym można rozpalić i dogrzać pomieszczenie,tak.że brat pali i tu ,gdzie on śpi może sobie dogrzać.Dom jest duży i my przyjezdżając zajmujemy pokoje na górze,które nie są ogrzewane i jedynie można by postawić jakiś elektryczny piecyk na okres naszego pobytu,ale to byłby zbyt duży wydatek i  w końcu nie jesteśmy małymi dziećmi i nie wymagamy jakichś specjalnych warunków.Przynajmniej jest co wspominać potem.
Tak,że nie jest tak żle.
Za oknem miało być słoneczko,a jest szaro,buro i ponuro,niestety.Popołudniami siedzę nad obrazem Matki Boskiej Kazanskiej i wyszywam sobie powoli.
Zdjęcie takie na szybko ,ale coś tam widać .

W rozpisce są nici złote i srebrne,nie lubię ich ,bo ciągle mi uciekają.Ale efekt szykuje się ładny.Obraz Matki boskiej Częstochowskiej skończyłam i oddałam do oprawy.Sama oprawa ponad 100zł,ale przeznaczam go na prezent ślubny dla mojej chrześnicy.To już drugi taki sam,a ja dalej go nie mam dla siebie.Będę musiała w przyszłości zrobić go dla siebie ,bo bardzo mi się podoba.

A do poduszki to


sobota, 28 października 2017

Dzieci

Córcia zadzwoniła w ten sam dzień tzn wieczór,w którym napisałam posta,czyżby podczytywała mojego bloga...?
A może to tylko zbieg okoliczności? 
Oczywiście nic się nie dzieje,brak jej czasu,dużo czasu spędza z tą rodzina ,u której wynajmuje pokój,bardzo dobrze się dogadują.
Tydzień temu pojechała pierwszy raz do Londynu do szkoły ,w której będzie studiować magisterkę,naprawdę jest odważna ,sama się wybrała pociągiem do Londynu,potem metrem ,a końcu autobusem.Szkoła jest trochę na peryferiach miasta ,ale trafiła i podziwiam jej odwagę i determinacje,jestem z niej dumna .
Czasami się sama dziwię,skąd mi się takie dzieci wzięły...
Najmłodszy przeżywa egzaminy na prawo jazdy,na samochód mu ufundowaliśmy na 18 urodziny ,a na motor brat M mu zapłacił.
W środę dzwonił do mnie z zaaferowany,że bardzo się denerwuje,a potem dzwoni ,że udało mu się zaliczyć na samochód bez dwóch punktów, a po pewnym czasie znowu dzwoni,ze zdał na motor na 100 procent.Z radości dzwonił po kolei do wszystkich.To na razie tylko teoretyczny ,ale widzę ,że zaczyna być trochę zbyt pewny siebie i uważa ,że jak zda jeszcze praktykę,to już może wszędzie jeżdzić.Pokłóciliśmy się trochę,bo ja uważam,że chcąc jeżdzić na dalsze trasy ,musi mieć trochę więcej doświadczenia.
Ten mój najmłodszy zrobił się pyskaty i w wielu sprawach nie zgadzamy się ,a jemu się wydaje ,że skoro jest pełnoletni,to wie wszystko najlepiej.
Natomiast mój naukowiec już jest z nami,miał na Chorwacji prezentację swojej pracy,natrafił na jakiś nowy gen w czasie swoich badań i jego prezentacja bardzo zainteresowała resztę uczestników.Potem odwiedził znajomych we Francji na Lazurowym Wybrzeżu,gdzie piękna słoneczna pogoda pozwalała mu na morskie kąpiele i w końcu dotarł do nas,a dzisiaj pojechał na wesele kolegi.Nie zazdroszczę gościom ani młodym ,aura wręcz odpychająca.
Przywiózł mi francuskie czekoladki z widoczkami 


Nie mogłam zrobić fajnego zdjęcia,bo ciemno w domu ,a na polu mokro i wyszło ,jak wyszło.
Tak mi się podobają,że chyba nie otworzę....

W poniedziałek przylatuje N, będę miała wszystkie dzieci.
Pojedziemy we wtorek na grób Mamy ,odwiedzimy brata i siostrę,już się cieszę na myśl,jak brat się ucieszy z takiego prezentu.
T planuje jeszcze zrobić mu zakupy ,żeby miał zapas jedzenia.
Uwielbiam robić zakupy,nawet ,jeżeli nie są dla mnie.
Muszę nagotować gulaszu z warzywami,żebyśmy mieli co jeść i bratu też zostawię.Kupiłam dzisiaj w Intermarche mrożone warzywa na patelnię i mieszankę warzywną.
Jak była Mama,to zawsze czekał na nas rosół z prawdziwej kury,i ten smak zostanie w nas na zawsze.Teraz brat chce pozostać wierny tradycji i usiłuje coś upichcić,ale ja wolę sama przygotować zawieżć.
Poza tym jakoś musimy przetrwać jedną noc,w tym zimnie,jakie zapowiadają,bo nie ma tam centralnego,ojciec w czasie swojego życia nie pozwolił założyć,a dom duży i zimny.
Wspominamy ze śmiechem ostatnie nasze przetrwanie ,kiedy to spaliśmy w ubraniach i było nam i tak zimno.Teraz też się przygotowujemy, jak na wyspę przetrwania.Za to brat jest tak zahartowany,że nie odczuwa zimna.My jesteśmy już wydelikaceni...

Ps.
Niestety nie znam odmiany jabłek ponieważ są one w ogródku działkowym który odstąpił nam starszy pan ,a jabłonie są już bardzo stare.

piątek, 20 października 2017

Jesienny czas.

Za oknem gęsta mgła,z lekka wyłania się dom sąsiada.
Ale jest nadzieja,że bliżej południa pojawi się słoneczko.
Mój nastrój też taki przymglony.
 Moja N coś się do mnie nie odzywa tzn nie rozmawia ze mną na fb,pisze ,że nic  się nie dzieje.
Miała zadzwonić i nie mogę się doczekać na telefon.
Nie wiem, co się dzieje, nie chcę jej nagabywać ,bo może rzeczywiście nie ma mi nic do powiedzenia ,a mieszka z fajną rodziną i wolne chwile spędzają razem.
Ale jest mi trochę przykro,że nie ma mi nic do powiedzenia.
Poczekam jeszcze trochę i będę pisać znowu do niej.
Ale czuję taką zadrę w sercu...jak widzę ,że jest na fb ,...a nic nie pisze....
Odpędzam myśli na ten temat,ale bardzo mi brakuje  takiego codziennego kontaktu.

A na polu piękna złota jesień,fajnie ciepło,chociaż rano bardzo mglisto.
Byliśmy z mężem na działce ,mąż robił przy wodzie,doprowadzał ją do domku,a ja posadziłam czosnek,pograbiłam liście,posadziłam gałązki porzeczek,które dostałam od Marty ,trzymałam je w wodzie i puściły piękne korzonki.
Zobaczymy,czy się przyjmą,bo fajna odmiana.
Pozbierałam jabłka ,które leżały pod drzewami,a resztę zerwałam i strzepnęłam.
Bo trochę ich jeszcze było na gałęziach.


Mamy już parę skrzynek,które przerabiam.




A wcześniej było też trochę zbiorów jesiennych.


Buraki już prawie przerobione.
Wg Alis -buraki kiszone z kapustą-wykorzystałam do zrobienia takiego barszczyku z kapustą.Bardzo dobry i zdrowy.
Przepis na kiszone buraczki z kapustą na blogu u Alis.


Pożegnałam już ziemowity,które niedawno tak pięknie się prezentowały .


Kilka dni temu wybraliśmy się z synem do lasu.
Oj,jak sobie pospacerowałam!
Pod koniec nogi dały znać o sobie.
Zdana na łaskę i  niełaskę K - ponieważ ja mam problemy z orientacją i zgubiłabym się już za drugim drzewem - pochodziliśmy sobie trochę po lesie. Szukając grzybów trafiliśmy na głęboki wąwóz,który udało mi się pokonać,z czego jestem dumna,bo górka do pokonania była dosyć trudna.

A po drodze natknęliśmy się na piękne okazy mchu.Zdjęcie komórką nie oddaje całego uroku.


muchomorków






i rydze



No i tak leci dzień za dniem.
Wkrótce przyjedzie T ,który teraz jest na jakieś naukowej konferencji w Chorwacji i zahaczy o dom rodzinny.
Pojedziemy na Wszystkich Świętych do domu,na grób Mamy i pozostałych najbliższych.
Nie lubię tego czasu,bo staję wtedy oko w oko z rzeczywistością,w której już nie ma mojej mamy,a nawet ojca.
Zawieziemy bratu telewizor,który kupił mu T-jego chrześniak.
Bratu zepsuł się telewizor już dawno i jego renta nie starcza ,żeby sobie odłożył i kupił nowy,ale mój syn zawsze mu pomaga i teraz również tak postanowi  .
Chce go tez wspomóż trochę finansowo,bo dla brata każdy grosz to fortuna.
Jest schorowany ,bardzo dużo pieniędzy przeznacza na lek i na życie ledwo starcza.
Siostra mu nie pomaga,bo uważa,że tak sobie pościelił (czyli ,że jest sam)to teraz musi tak ,,spać,,
Myślę,że brat się ucieszy z tego telewizora,bo to jakiś kontakt ze światem.chociaż mówił,ze nie chce telewizora,bo nie będzie go stać na opłaty i zużycie prądu się zwiększy.
Zostało mu tylko słuchanie radia Maryja,więc choćby dlatego musimy go trochę wyrwać z tego świata,który sobie stworzył z konieczności.



wtorek, 10 października 2017

A u mnie...

...bardzo dyniowo się zrobiło.
Na mojej działeczce wyhodowała się tylko jedna dynia olbrzymka.Było mnóstwo kwiatów i nawet malutkich owocków ,ale z czasem wszystko gdzieś się zapodziało,pewnie cała energia poszła w tą jedną.





Odsiedziała swoje i zabrałam się do jej przetwarzania.

Cześć poszła do zamrożenia,może uda mi się kiedyś zrobić zupę z dyni...





A z reszty powstał przecier dyniowo-jabłkowy,który będę łyżeczką wybierać zimową porą ,jako delikatną przekąskę ,po raz pierwszy zamarynowałam kawałki dyni.
Zrobiłam dynię na ostro czyli z musztardą i miodem, i na słodko.
I teraz już wiem,że będę robić tą na ostro,bo smak wspaniały, a tamta druga jakaś taka mdła.





Uwielbiam robić przetwory...które często muszę sama zjadać...

piątek, 6 października 2017

I jak tu zasnąć?

Wpatruję się w kawałek wolnej przestrzeni w oknie między rozsuniętą odrobinę firanką i zasłoną.
Obserwuję wiatr.
A wieje on dzisiejszej nocy dość mocno.
Księżyc w pełni rozświetla całe podwórko i okolice.
Biała noc.
I jak tu spać.

Obserwuję kołyszącą się w te i z powrotem gałązkę jałowca czyli mojego chochoła, bo tak go nazwałam ,tego rozrośniętego niesfornie iglaka.
Wiatr rządzi nim ,jak chce.

Szkoda mi czasu,który mija,  który miał być wykorzystany na błogi wypoczynek,a stał się czuwaniem.

Chyba sobie poczytam,może potem szum wiatru w końcu mnie ukoi.

czwartek, 28 września 2017

Jesiennie

Siedzę i objadam się orzeszkami ziemnymi ,zakupionymi onegdaj w markecie.
Kupiłam wielką torbę i podjadam wieczorami.
Podobno zdrowe i tym tłumaczę swoje obżarstwo.


Przejeżdżał koło nas rolnik sprzedający swoje warzywa (mam nadzieję,że swoje ) i kupiłam 3 worki ziemniaków,może będą tak dobre,jak zapowiadał gospodarz,bo zjeść 3 worki niedobrych ziemniaków będzie sztuką).
Kupiłam też worek cebuli i marchwi. No i 2 główki kapusty.
Mając tyle dobra pobiegłam do sklepu,dokupiłam trochę ogórków i papryki i przystąpiłam do przygotowywania sałatki zimowej,którą robiłam wcześniej i była smakowita.
Naszatkowałam całą wielką michę .


Zapasteryzowałam w słoikach  i niech czekają na zimę.

Drzewa kuszą jesienią,słoneczko podgrzewa każdy dzień,oby jak najdłużej.


Koleżanka nastraszyła mnie nocnymi przymrozkami,więc poznosiłam wszystkie kwiatki do domu i poupychałam na oknach,jutro muszę zrobić porządek.Jeszcze szkoda wnosić je do mieszkania,lecz gdyby miały się przemrozić to lepiej dmuchać na zimne.

środa, 27 września 2017

W moim ogródeczku


Całe wiadro cebulek wykopanych latem wreszcie się doczekało na ponowne posadzenie.
Każdego roku od nowa,no prawie od nowa projektuje swój ogródeczek i nie mogę osiągnąć celu.
Ciągle to nie jest to.
I w rezultacie jest pomieszanie z poplątaniem.
Kwiaty rosną w miejscach,które są tylko na chwilę,ciągle przesadzane ,ciągle dosadzane.
Bo nie mogę się zdecydować,co chcę mieć tzn chcę mieć wszystkie rodzaje kwiatów w swoim ogródku,ale jak pomieścić na 4,5 arach działeczki,gdzie stoi dom , garaż ,podwórko.
I nic nie ma swojego stałego miejsca,tylko czereśnia ,wiśnia i śliwka są już nie do przeniesienia. Na szczęście...
I tak planuję,że następny rok przyniesie efekt końcowy,mąż też mi to obiecuje...od lat.
I tak mija czas, a ja ciągle żyję planami.
A może to i dobrze,bo każde lato cieszy nowymi barwami w nowych miejscach.
Więc następny rok będzie znów witany nowym wyglądem ogródka, no,prawie nowym..ale plany mam cały czas i w pocie czoła zaczynam je realizować.


 Tylko jesienne michałki rozrastają się ,jak szalone.

piątek, 22 września 2017

Pożegnanie


Pamiętam słodkiego przedszkolaka,który miał tak miłą bużkę,że nie można go było nie lubić.
Wszyscy go kochali .
On też kochał wszystkich.
Ale najbardziej kochał motory.
I właśnie odjechał na
na jednym z nich,swoim,wymarzonym,wypolerowanym,wypieszczonym...odszedł w ostatnią podróż.
Pożegnaliśmy Cię Darku...dołączyłeś do swojego ojca,za którym tak tęskniłeś.
Miałeś tylko 25 lat...
Została matka... niedawno straciła męża ,a teraz syna...

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Weselnie i wyjazdowo

Byliśmy na weselu u kuzyna G.
Przed ślubem bardzo się rozpadało .I padało, a właściwie lało cały czas aż do niedzieli.Podobno to żle wróży małżeństwu,ale patrząc na młodych i znając ich raczej nie można prorokować takiej przyszłości.Życzymy im  szczęścia,szczęścia i jeszcze raz szczęścia.
Dzień wcześniej mąż i syn dostali informację o sobotnim nocnym wyjeżdzie do pracy ,więc nasze weselenie się trwało bardzo krótko i wróciliśmy obdarowani butelką wódki i pudełkiem ciasta.Ponieważ moja córka i najmłodszy syn mieli osobne zaproszenia ,więc każdy z nas wręczył osobną kopertę i również obdarowani zostaliśmy razy trzy.
Dobrze ,ze wróciliśmy,bo mój S nie chciał tańczyć ,bo dzień wcześniej się napracował i bolały go nogi,zresztą ,nawet jak go nie bolą to  i tak strasznie ciężki do tańczenia.Za to moje nogi na dżwięk muzyki same tańczą ...więc tak sobie tańczyły pod stołem...
Przyjechaliśmy do domu w czasie ulewy,S położył się spać ,a ja czuwałam,żeby go obudzić o pierwszej.
Dzisiaj moja córcia pojechała do Krakowa do koleżanki,żeby wykorzystać pobyt w Polsce na przyjacielskie spotkania i pogaduszki, a syn wziął się za odnawianie drzwi,jak maż wróci ,to pewnie znowu będzie kiwał głowa ,że coś żle zrobione,więc nawet mu nic na razie nie wspominamy,bo po co.A drzwi są okropnie powycierane,więc syn wykorzystał opalarkę,czy coś takiego,żeby je wyczyścić ze starej farby i potem nałożyć nową na czyste drewno.
Acha, chyba nie wspominałam,że moja N przyleciała na prawie miesiąc do domu,duże zmiany u niej ,wyprowadziła się od chłopaka,bo doszła do wniosku,ze nie ma przy nim ,ani z nim przyszłości.I teraz musi szukać mieszkania po powrocie.Mam nadzieję,ze jakoś jej się ułoży,ale najważniejsze,że zdecydowała się na odejście,bo od razu mówiliśmy,ze to chłopak nie dla niej,no ,ale dopóki nie przekona się sama ,to trudno przetłumaczyć.

środa, 2 sierpnia 2017

Z Bożej Apteki

Uff,jak gorąco-stękamy ostatnio jak tuwimowska lokomotywa.Bo upały rzeczywiście niemiłosierne.
Niektórzy to lubią,mnie jednak taki upał osłabia.Więc siedzę w domu ,pije gorącą kawę ,a pot spływa mi po twarzy,od teraz tylko zimne napoje.
W dzbanku letnie zielska oddają swoje moce wodzie wzmocnionej cytryną i miodem.

Narwałam gałązki mięty,melisy,podagrycznika ,pokrzywy,kwiat nagietka,liść poziomki,czyli to wszystko, co mam pod ręką wychodząc przed drzwi.
I niech się maceruje.
A potem wypiję...

Ostatnio czytając pewne informacje na temat sposobu pozyskiwania herbat ,które piętrzą się na półkach sklepowych,doszłam do wniosku,że przecież mogę sobie sama wytwarzać swoje herbatki.
Więc nazbierałam sobie różnego zdrowotnego zielska i suszę.
Suszą  się-
sfermentowane liście wierzbówki kiprzycy

liście czarnej porzeczki,mięty i babki lancetowatej.Zbieram też kwiaty nagietka i suszę


Naczytałam się ostatnio o wrotyczu ,a mam go w ogródku,więc powiesiłam do suszenia.A w planach mam zamiar zrobić nalewkę z kwiatów wrotycza,podobno odstrasza kleszcze.


nastawiłam zdrowotne nalewki z własnych działkowych malin i czarnej porzeczki






no i narazie kisi się kilka słoiczków ogórków ,ale nie swoich, tylko ze sklepu ekologicznego,mam nadzieję,że będą udane ,a nie dziurawe.





A w międzyczasie kończę haftować portret ślubny zamówiony przez koleżankę dla syna,nie wiem, czy uda mi się skończyć na czas...
I patrzę przez okno,jak wiatr porusza lekko gałęziami drzew,zapraszając na spacer,ale raczej nie dam się skusić...

wtorek, 25 lipca 2017

Piersze zbiory i wchodzenie w dorosłość.

Papilon,pytasz o fermentowanie liści,tutaj jest link ,z którego ja korzystałam

http://sekrety-zdrowia.org/zamiast-czarnej-herbaty/

Udało mi się uzyskać fajne  lekko sfermentowane listki ,które teraz suszę.Zrobiłam ,więc polecam.
I druga sprawa,nie mogę się dostać na Twojego bloga,zrezygnowałaś,czy masz pod kluczykiem?Prosiłabym o dostęp.

W niedzielę byliśmy na giełdzie,kupiłam sobie takie malutkie talerzyki,zauroczyły mnie od pierwszego wejrzenia, i skusiłam się były po 3 zł ,więc trochę drogie ,wydałam całe 9 zł ,ale są cudne.


Są malutkie ,chociaż na zdjęciu wyszły duże.I zdjęcie nie oddaje ich uroku,uwierzcie.
Moja działeczka daje mi ostatnio wiele radości.Nazbierałam trochę malin,zrobiłam kilka słoiczków syropu malinowego,będzie na zimę,pozrywałam trochę czarnej porzeczki,z których powstało trochę soku,
Ostatnie wichury zrzuciły trochę pierwszych jabłek,jest pyszny kompot na upalne dni.A rabatki powitały mnie baardzo rozrośniętą dynią.Posadziłam jedną sadzonkę na szczęście  i rozrosła się tak bardzo,ze zajmuje sąsiednie grządki.Zdjecie robione telefonem i to jest tylko część dyni


Już pojawiły się małe

Kapusta zawija swoje liście.


Pomidorki jeszcze zielone ,ale uśmiechają się do słoneczka,więc pewnie niedługo nabiorą rumieńców


I mała cukinia ,która była kupiona jako sadzonka ogórków


Jakże mnie cieszą takie widoki,szkoda że działka jest daleko i nie mogę codziennie zachwycać oczu takimi widokami.
Czasami marzenia się spełniają...

K będzie miał w piątek pierwszą jazdę,jest pełen entuzjazmu.Przy okazji dowiedziałam się ,że to nie będzie jego pierwsza jazda,czasami jeżdził po podwórku,pod okiem męża -to wiem,ale okazało się ,że jeżdził też gdzieś tam pod okiem kolegów i ma już wprawę,dlatego instruktor pominie pierwsze nauki,oswajanie się z samochodem.Ciekawa jestem ,o czym jeszcze nie wiem,może  lepiej ,żebym nie wiedziała,bo i tak przeważnie podwajam swoje lęki.
I dzięki temu nawet wstawanie o 4 rano i półgodzinny dojazd do pracy nie są dla niego problemem.Bo wszytko pokrywa entuzjazm pewnych faktów związanych z wejściem w dorosłość.Chociaż ostatnio stwierdził,że trochę się boi tej dorosłości,czyżbym była nadopiekuńczą matką i to efekt wychowania?
To fakt ,że chciałabym ,aby życie moich dzieci było usłane różami,ale któraż matka tego nie pragnie.Niestety,każdy musi się jednak zmierzyć w rzeczywistością,która nie jest taka różana...

środa, 19 lipca 2017

Kleszcz

K pojechał do pracy i tam odkrył kleszcza wbitego w bardzo intymne miejsce,to pewnie efekt chodzenia po lesie w czasie pobytu w domu.Pojechał do szpitala i tam mu wyciągnęli,ale był zbulwersowany niewiedzą młodych lekarzy,którzy zastanawiali się,jak go wyciągnąć..syn podpowiedział,że kleszcza się wykręca i udało się go wykręcić.
Był malutki na szczęście,ale nie wiadomo czy coś zostawił ,mam nadzieję,ze nie.
A na drugi dzień dostał wysypki na rękach, baliśmy się ,że to po tym ugryzieniu ,jakaś reakcja alergiczna,ale nasza pani doktór -poszłam zapytać u nas ,bo tam się nie dostanie tak łatwo do lekarza-stwierdziła,że to za wcześnie na reakcje po kleszczu,że raczej musiało go coś innego uczulić i poleciła Zyrtec.
Taka nieprzyjemna przygoda ...muszę zrobić nalewkę z wrotyczu,bo ona podobno odpędza kleszcze .Na szczęście mam trochę wrotyczu w ogródku,ale to chyba za mało,będę musiała się gdzieś rozejrzeć po okolicy.
Wycięliśmy z synem różę ,która rosła sobie koło płotu i przez krótki okres kwitła ,to był również czas kwitnienia jaśmin  i wspólny zapach był nieziemski.Ale coraz bardziej się rozrastała i zasłaniała przejście na chodniku,ciągle trzeba było ją przycinać i w końcu podjęłam decyzję ,której teraz trochę żałuję.
To już historyczne zdjęcie...


Zbieram liście z dzikiej róży i porzeczki czarnej,daję do suszenia,będzie na zimowe herbatki.Czytałam,że można ususzyć sfermentowane liście porzeczki,spróbuje ,czy się uda taka fermentacja.Czy ktoś z Was próbował czegoś takiego?

niedziela, 16 lipca 2017

Dzieci

Trzeci raz zaczynam pisać posta i dwa razy sama sobie skasowałam.Jeżeli jeszcze raz zrobię to samo,tzn ,że mam nie pisać.
K pojechał z powrotem do pracy,był kilka dni w domu,żeby złożyć papiery o dowód osobisty.Chociaż jeszcze do pełnoletności trochę czasu,ale można wcześniej.Od jutra po pracy zaczyna pierwsze wykłady z prawa jazdy.
Nie może się doczekać i  dowodu i prawa jazdy,a mnie dojdzie jeszcze jeden powód do niepokoju.Chociaż jest ostrożny,ale to przecież nie jest gwarancją,że nic złego nie może się wydarzyć.
Założyłam mu tez własne konto ,będzie mógł sobie wpłacać własne zarobione pieniądze,cieszy się jak nie wiem co.Bardzo dobrze sobie radzi w pracy,po kilku dniach dostał swoje stanowisko,więc nie musi już tylko pomagać,właściciel bardzo zadowolony,a on nabiera doświadczenia we własnym fachu.Sam sobie rysuje projekty i wycina z blachy jakieś rzeczy.Szef dał mu już pierwszą tygodniówkę i potraktował go tak, jak stałych pracowników, dostał 13 zł za godzinę,Gdy dostał pieniądze ,to od razu dzwonił szczęśliwy,że tak go docenili.Ma zamiar zbierać pieniądze  na zrobienie kursu instruktora narciarskiego, miałby wtedy zarobek również  w ciągu zimy.
Mąż ze starszym synem wracają po dwóch tygodniach pracy do domu,wieczorem będą na miejscu.
Wczoraj dzwoniła N ,coś się zaczyna psuć między nią a jej chłopakiem.Coraz mniej mają sobie do powiedzenia,zaczyna dostrzegać w nim te cechy,które nie prorokują dobrej przyszłości.
Ona się stara o dalsze studia,już się zapisała  do Londynu,będzie tam robić magisterkę,a on wolny czas spędza na grach komputerowych
Szkoda mi jej, bo mieszkają razem i będzie trochę problemu z rozstaniem,ale mam nadzieję,że nie będzie robił problemów.Dopiero wspólne życie wyciąga prawdziwe oblicze drugiej osoby.
T pojechał z kolegą na lodowiec i już drugi dzień nie ma go na fb,martwię się trochę,bo to północ Norwegii i tereny trudne,ale obydwaj z kolegą to zapaleńcy i nic ich nie powstrzyma przed odkrywaniem nowych miejsc.
Zerkam na tw i demonstracje KOD-u,jakże różne relacje na różnych kanałach.Dobrze,że nie wnikam w politykę, bo bym zwariowała,a wystarczą mi moje prywatne niepokoje.

piątek, 7 lipca 2017

Szczęśliwy dzień

I to jeszcze jak!
To już naprawdę ostatnie zamówienie,przyrzekłam sobie,że nawet ,jak będą dwali za darmo ,to nie wezmę...hahaha 

 

czwartek, 6 lipca 2017

Sama na gospodarstwie.

Zostałam sama w domu.
Mąż wyjechał do pracy ,syn tez się załapał do zakładu w miejscowości ,gdzie ma szkołę,tam będzie doskonalił swój przyszły zawód.Tam też chce zacząć robić prawo jazdy,chociaż do osiemnastki jeszcze 2 miesiące.Ma plany na wykorzystanie pieniędzy ,które zarobi,miejmy nadzieję,że wystarczy mu na opłacenie mieszkania i utrzymanie się,bo na odłożenie ,to nie wiem...
Obiecałam mu ,że prawo jazdy zafundujemy mu na osiemnastkę,mam nadzieje,że mąż się zgodzi.
 Myślałam,że będę się nudzić, jak zostanę sama w domu,ale gdzie tam!
Jak zwykle sprzydałoby się rozciągnąć dzień
/Wczoraj dostałam od sąsiada reklamóweczkę kurek.Spotkałam go przypadkiem wracając ze sklepu,on wracał z lasu.Zdziwiłam się ,że tyle grzybów nazbierał.A on wyciągnął jedną reklamówkę i mi podarował.Ale się cieszę ,lubimy kurki,ale do lasu nie ma kto chodzić,a ja sama od razu bym się zgubiła,bo z moją orientacją słabiutko.

.Część zamroziłam, trochę wykorzystałam na dzisiejszy obiadowy sosik,a część podaruję koleżance,od której zawsze dostaje pomidorki ze szklarni,,Chociaż w ten sposób troszkę się jej odwdzięczę,bo nie miałam do tej pory możliwości.

W Biedronce pojawiły się duże fikusy,w porównaniu do innych kwiatów dosyć tanie ,bo 19,90.Kupiłam K ,bo chciał mieć drzewko w pokoju,więc ma coś podobnego do drzewka ,a jak się uda ,to może z czasem zamieni się w drzewko.


 Wczoraj byłam posprzątać w domu,którym się opiekujemy,przez dwa dni byli goście,3 panów na motocyklach,jacyś znajomi właścicieli.Bardzo porządni  panowie,zostawili pokoje dosyć czyste,nawet pościel pościągali.
Kwiatów nie trzeba podlewać,bo prawie nie ma dnia,żeby nie pokropiło.
Wszystko rośnie.

Lawenda z bazylią i oregano


I pomidorki koktajlowe też w doniczce.Mam nadzieję,że zdążą dojrzeć przed zimą...


Jestem

Jestem,jestem,tylko tak jakoś daleko od świata blogowego. Czas mija ,bo człowiek chce się nacieszyć tymi chwilami wiosny,kiedy to nie pada ...